Dawno, dawno temu, u podnóża Tatr, żyły sobie cztery kozy. Dni spędzały leniwie pasąc się na stromych zboczach lub grzejąc kości w ciepłym słońcu. Oczywiście nadchodziły momenty, w których stworzenia te zaczynały bardzo się nudzić. Wówczas można było znaleźć Jagusię drącą się w niebogłosy z głową po drugiej stronie płotu. To znów całą Frankę za siatką, udającą, że ona nie wie skąd się tam w ogóle wzięła i sama nie wyszła, bo przecież w takim wypadku mogła by wrócić, a nie może. Innym razem Frankę spacerującą ulicą z turystami (podobno kasowała piątkę za każde zdjęcie). Razu pewnego zrobiły włam na chatę, która była w budowie. Doszczętnie obżarły kartony z drewnianych schodów, którymi zostały zabezpieczone na czas prac, srając przy tym namiętnie i bez opamiętania. Nie omieszkały pobrykać po stole i po wszystkim co w domu znalazły! Wszak to najlepsza jest zabawa! Napakowane kartonem śpiewać zaczęły swe arie operowe! Gdzieżby indziej można znaleźć taką akustykę?! Zmęczywszy się przednią zabawą, wyszły przed chatę odpocząć, a jakże wielki był gniew ich właścicielki, po tej koziej imprezie, to nawet najstarsi górale słyszeli!
Koniecznie dajcie znać, czy macie ochotę na lekturę dalszych „Kozich opowieści” , które według bohaterek prawdą nie były ani nie będą, ponieważ wszystkie się wypierają zarzucanych im czynów.